czwartek, 4 kwietnia 2013

Jak Józef Wajdyk stał sie żołnierzem cz. 1



                Oto jak Józef Wajdyk stał się żołnierzem. Na podstawie oryginalnych zapisków Józefa Wajdyka, wnuka Macieja, który przybył do Polski z Czeskich Moraw po 1849 roku. Autor tego tekstu był zatem bratankiem Franciszka urodzonego w 1958 roku, dziadka Zbigniewa Waydyka.
Przepisując starałem się zachować oryginalną pisownię niektórych wyrazów i budowę zdań, ale zasadniczo zaingerowałem w ortografię i interpunkcję.


Część I
                 
          Matka moja Elżbieta – Weronika Wajdyk z domu Brajewska, córka mojego dziadka Karola Brajewskiego, wywodzącego się z roku szlacheckiego, posiadającego nieduży majątek ziemski. Ojciec mój pochodził z osadników  z Moraw, mającego pochodzenie morawsko-czeskie. Józef syn Macieja Wajdyka majstra budowlanego posiadającego gospodarstwo rolne. Dziadek mój Maciej mimo tego, że miał pochodzenie czeskie, szybko się na tych ziemiach zakorzenił i stał się wielkim patriotą polskim. Żona jego Helena z panieńskiego nazwiska Rozsypal, mając niepełne wyższe wykształcenie, stała się nauczycielką języka polskiego, ucząc potajemnie dzieci polskie. Dziadek Karol Brajewski walczył jako powstaniec w powstaniu styczniowym w 1863 roku był dwa razy ranny i za to, że był w powstaniu, carat mu skonfiskował majątek. Karol Brajewski musiał iść i pracować u bogatego dziedzica jako łowczy i gospodarz terenów leśnych. Matka moja i cała jej rodzina wychowana była w duchu patriotycznym. W stosunku do Ojczyzny, która nazywała się Polska. Toteż matka często opowiadała nam o ciężkich walkach powstańców o wolność narodu. Matka ma lubiała czytać różne książki historyczne i podróżnicze. Były nawet późni ej czasy, kiedy ja już chodziłem do szkoły, to obowiązkowo musiałem czytać głośno, a moja matka z wielkim zainteresowaniem słuchała.                              Ciężkie warunki podczas I wojny światowej i po wojnie byliśmy przy matce, bo ojciec nasz zginął w zawierusze wojennej. Toteż nie miałem możliwości kształcenia się dalej. Z lat dziecięcych pamiętam niektóre momenty z wojny bolszewicko-polskiej z roku 1920. I już wówczas myślałem kiedy to i ja będę żołnierzem. Pamiętam z tamtych lat jak stary pan Kopeć, żołnierz powstania 1863 roku, opowiadał  jak on walczył w oddziałach powstańczych z Kozakami. Wszystkie te momenty dusza moja dziecięca żarliwie pochłaniała i zawsze sobie mówiłem, że i ja będę żołnierzem.                 Lecz kiedy już miałem około 16 lat, wstąpiłem do koła młodzieży wiejskiej i tu mieliśmy sekcję przysposobienia wojskowego. Komendantem był stary podoficer z armii Piłsudskiego, rezerwista pan Tomasz Sobieszczański, uczestnik wojny 1920 roku. On to zaszczepił we mnie podstawy sztuki wojennej i dyscypliny wojskowej. Toteż kiedy zostałem wezwany do 3 P.A.P Legionów w Zamościu w celu odbycia zasadniczej służby wojskowej, stałem się wzorowym i zdyscyplinowanym żołnierzem. Skierowany do szkoły podoficerskiej artylerii w specjalności zwiadu konnego, zdałem egzamin i zostałem awansowany do stopnia bombardiera, a po skończeniu służby do stopnia kaprala rezerwy. Byłem też wyróżniony i odznaczony odznaką pułkową za dobra służbę. W czasie moje służby grałem jako muzykant w amatorskim zespole orkiestry3 P.A.P. Legionów i przez to samo miałem możność na pogrzebie pana Kabasa,  powstańca 1963 roku,  zamieszkałego w Zamościu. Natomiast drugi taki pogrzeb odbył się w mieście Biłgoraju i tam pochowano drugiego powstańca, którego nazwiska nie znałem. Byłem z tego tytułu bardzo dumny, że mogłem tym bohaterom oddać tą ostatnia przysługę.(cdn)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz