życiorys

Zbigniew Waydyk (ur. 20 listopada 1924 r. w Świsłoczy, zm. 21 stycznia 2003 r. w Białymstoku) - polski satyryk, pisarz i poeta.
Autor wielu fraszek, aforyzmów, wierszy i opowiadań, które publikował w prasie  regionalnej i krajowej oraz  antologiach (m.in. "Kuszenie na Karuzelę", "Antologia Współczesnej Aforystyki Polskiej", "Aforystykon - podręczna Encyklopedia Myśli i Aforyzmów" i innych.
Opublikował książki: Myśli niesforne, Myśli przekorne, Pieśni zielonej katorgi, Virtus Erotica, Eros Sarmaticus.
Niezrównany aforysta, autor fraszek, znanych w całej Polsce, sypiący anegdotkami jak z rękawa. 
Wydał kilka tomików, jego utwory zamieszczono też w Antologii aforyzmu polskiego. W lokalnych gazetach publikował swe utwory w stałych rubrykach, m.in. Wajdykamenty lub "Polityka” Zbigniewa Waydyka. Współpracował z Wojewódzkim Ośrodkiem Animacji Kultury, należał do Klubu Poetów Ludowych oraz Nauczycielskiego Klubu Literackiego.
Narrator w filmie dokumentalnym "Zbrodnia na Kołymie. Gorączka uranu" z 1993 roku.





I.    GENEZA RODU WAYDYK



         Nazwisko Waydyk jest pochodzenia węgierskiego. Pierwotna pisownia nazwiska mogła brzmieć Wajdik, ale nie ma na razie potwierdzenia w źródłach i jest to oparte na domysłach. Być może pisownia była taka lub bardzo zbliżona. Nazwisko Vajdik jest bardziej rozpowszechniona niż Wajdik, zarówno w dzisiejszych Czechach i Słowacji, jak i na Węgrzech.                                                                                                                             

            Pradziad Zbigniewa Waydyka był Węgrem mieszkającym na terenie południowych Moraw, dziś w granicach Republiki Czeskiej. W XIX wieku do końca I wojny światowej był to teren Aurto-Węgier, a do 1990 roku Czechosłowacji. Zapewne był kolonistą węgierskim lub ich potomkiem. Pochodził z miejscowości Brezalupy w powiecie Uherske Hradiste, co w polskim brzemieniu znaczy Węgierskie Grodziszcze. Prababka również była Węgierką o rodowym nazwisku Dadia.                        Pradziadek nosił najprawdopodobniej imię Maciej lub jego węgierską lub czeską odmianę (Matej). Był pochodzenia szlacheckiego, a jego nazwisko z oryginalną pisownią ponoć figuruje w herbarzu węgierskim. Zanim trafił do Polski brał udział w powstaniu węgierskim w czasie Wiosny Ludów (1848-49). Jego towarzyszem broni był Polak o nazwisku Malczewski, właściciel ziemski na Lubelszczyźnie. Po upadku powstania, wobec zbliżających się prześladowań i represji, Malczewski zaproponował mu ucieczkę do Polski  i objęcie stanowiska ekonoma.                                                
           W 1858 roku urodził się Franciszek Waydyk. Miał od kilkoro rodzeństwa. Mimo, że był pełnej krwi Węgrem, czuł się już w pełni Polakiem. Pracował podobnie jak jego ojciec jako ekonom tylko, że na majątku u innego właściciela ziemskiego – Lipczyńskiego. Mieszkał w miejscowości Sitno – Nowa Osada k/Zamościa. Pojął za żonę Marię z domu Rabiego, której ojciec brał udział w Powstaniu Styczniowym. Inne źródła mówią, że babcia miała na nazwisko panieńskie Rabieżyńska. Po I wojnie gospodarowali na ziemi swojego syna Józefa w powiecie wołkowyskim Oboje życie stracili w trakcie deportacji dokonanej przez władze sowieckie w 1940 roku.

II. CZASY PRZEDWOJENNE

Zbigniew Jan Waydyk urodził się 20 listopada 1924 roku w Świsłoczy, pow. wołkowyski, woj. białostockie (obecnie Białoruś, obwód grodzieński). 

Metryka chrztu Zbigniewa Waydyka wystawiona 7 lutego 1928 roku. Sam chrzest odbył się 27 grudnia 1927 roku.



     Pochodził z rodziny o rodowodzie węgierskim. Jego pradziadek był rodowitym Węgrem, który uciekł do Polski w 1849 roku przed represjami po upadku węgierskiej Wiosny Ludów. Osiedlił się i pracował jako ekonom w majątku Malczewskiego, swojego polskiego kompana na Zamojszczyźnie. Dziadek nosił imię Franciszek, który pojął za żonę Marię Rabieżyńską. Inne źródła mówią, że babcia miała na nazwisko panieńskie Rabiego. Dziadek do pierwszej wojny światowej także pracował jako ekonom, ale na majątku innego właściciela Lipczyńskiego..





3-letni Zbyszek



Ojciec Józef Bogdan do wybuchu wojny był oficerem Policji Państwowej. Opowieść o jego życiu znajdziesz pod linkiem http://waydyk.blogspot.com/2012/10/normal-0-21-false-false-false-pl-x-none_17.html



 Józef Bohdan Waydyk (ur. 26.02.1896 w Sitnie, pow. zamojski – zm. 06.12.1957 w Świbiu wówczas pow.gliwicki)



        Matka Zofia z domu Korwin-Szumowska (ośmioro rodzeństwa) była nauczycielką. Pochodziła z wielodzietnej rodziny, która przed I wojną światową wyemigrowała do USA. Jako jedyna z rodzeństwa w 1913 roku wróciła do Polski na edukację. Po kilku latach miała wrócić do nowej ojczyzny, ale plany pokrzyżował wybuch wojny światowej w 1914 roku oraz wojna polsko-sowiecka w 1920 roku.                                                                                                
       Siostra Krystyna ukończyła Państwowe Liceum i Gimnazjum Koedukacyjne w Pyskowicach.  W październiku 1950 roku rozpoczęła studia na  Wydziale Prawno-Administracyjny Uniwersytetu we Wrocławiu. 


Zofia Waydyk z domu Korwin - Szumowska (26.02.1902 – 26.06.1953) wraz Krystyną Wandą siostrą Zbigniewa (ur.22.03.1927 w Świsłoczy) na jednej z lwowskich ulic około 1936 roku

       Jako syn oficera policji i piłsudczyka, który robił przedwojenną karierę zawodową, wraz z cała rodziną często zmieniała miejsce zamieszkania. Do powszechnej szkoły podstawowej najpierw uczęszczał w Mostach Wielkich koło Żółkwi, potem w Krynicy, a ukończył ją w czerwcu 1936 roku w Warszawie. 

Jako uczeń szkoły powszechnej ok. 1932 roku



Jako uczeń szkoły powszechnej ok. 1932 roku

     Jego wychowawczynią była między innymi znana pisarka Janina Broniewska.  Następnie uczęszczał do znajdującego się naprzeciw siedziby Polskiego Radia Lwów  klasycznego III Państwowego Liceum i Gimnazjum im. Stefana Batorego przy ul. Batorego 5 we Lwowie, m.in. z późniejszym reżyserem Adamem Hanuszkiewiczem, poetą i zarazem byłym trenerem kadry narodowej w narciarstwie alpejskim, Tomaszem Gluzińskim, znaną w czasach PRL redaktorką telewizyjną Irena Dziedzic oraz pisarzem Adamem Hollankiem.  Jego opiekunem klasy był Bronisław Górski, a dyrektorem p. Adolf Bednarowski. W tym czasie należał także do Towarzystwa Sodalicji Marjańskiej przy III Gim. We Lwowie. Do rozpoczęcia wojny ukończył trzy klasy gimnazjum nowego typu.  


Bardzo dobrze zachowana legitymacja szkolna nr 189 z roku 1937/38, która upoważniała do ulgowych przejazdów kolejami państwowymi. Zbigniew Waydyk był wtedy uczniem III Państwowego Gimnazjum im. Króla St. Batorego we Lwowie. Na zdjęciu 12-letni Zbigniew. 
II. OKUPACJA


          Pierwsze bomby na Lwów rzucili hitlerowcy w pierwszych dniach września, ale to sowieci 22 września na mocy ustaleń paktu Ribbentrop-Mołotow wkroczyli do miasta. Zaczęła się pierwsza fala represji stalinowskich na Kresach Wschodnich. W 1940 roku NKWD wywiozło jego dziadków nad Morze Białe, bo mieli 35 ha ziemi w Józefpolu w powiecie wołkowyskim. Stamtąd już nie wrócili. Jego rodzina też nie mogła się czuć bezpiecznie. Chociażby z tego powodu, że ojciec czynnie brał udział w wojnie z bolszewikami 1920 roku, a potem pracował jako oficer w policji. Ojciec oficjalnie zaginął na froncie, a w rzeczywistości ukrywał się we Lwowie, natomiast matka przyjęła obywatelstwo sowieckie, co uchroniło ją i dzieci przed represjami. Jednocześnie w porę przeprowadzili się do małego lokum w piwnicy przy ul. Krasińskiego 7m2. Na szczęście zrobili to w porę, bo ich poprzednie  mieszkanie upatrzył sobie oficer NKWD, który zamieszkał tam z rodziną.
       W latach 1939-41 podczas okupacji sowieckiej kontynuował naukę w tym samym budynku jako uczeń ósmej klasy VII sowieckiej szkoły średniej z polskim językiem nauczania. W 1940 roku szkołę tą zukrainizowano. Z dużymi trudnościami udało mu się przenieść do XIX polskiej szkoły średniej, gdzie wiosną 1941 roku ukończył z wyróżnieniem dziewiątą klasę sowieckiej dziesięciolatki. W tym okresie napisał pierwsze utwory literackie. Jego nauczycielką języka polskiego była Janina Żabowa - uczennica znanego polskiego polonisty Zenona Klemensiewicza. To ona zainteresowała się jego wypracowaniami. Uważała, że w przyszłości może zostać pisarzem, albo krytykiem literackim. Z kolegami stworzył w szkole  klub literacki, w którym członkowie odczytywali swoje utwory. Niektórzy z tych uczestników spotkań stali się później sławni, jak Adam Hollanek, który był specjalistą od sience fiction, czy Wojciech Krasucki - znany później dziennikarz. 
        Dalszą edukację przerwał wybuch wojny niemiecko-sowieckiej 22 czerwca 1941 roku. Niemieckie wojska wkroczyły do Lwowa 30 czerwca. Podczas okupacji hitlerowskiej działalność gimnazjów i liceów były zabronione. Można było uczyć się tylko w szkołach zawodowych. Krótko kształcił się w Państwowej Szkole Handlowej Wyższego Stopnia (Staatlische Handelsfachschule). Ze względów politycznych, uwikłany w działalność konspiracyjną, musiał zrezygnować z dalszej nauki. Najprawdopodobniej miało to miejsce na przełomie marca i kwietnia 1942 roku, gdyż zachowało się wezwanie do zapłaty za kwiecień za miesięczne czesne. Należy zatem przypuszczać, że wtedy przestał uczęszczać do szkoły.
       Dalej zmuszony był żyć na "lewym" Ausweisie, nie rejestrowanym w Artbeitsamcie, jako zbieracz odpadków użytkowych na rzecz gospodarki wojennej (Alfallstofferfassung). Dokument, tzw. Bescheinigung albo Vorlaufiger – Ausweis, który był wciąż przedłużany na kolejne terminy, chronił go skutecznie przed wywozem na roboty w głąb Niemiec przez okres dwóch lat, aż w lipcu 1944 Lwów został ponownie zajęty przez Sowietów. Do dziś zachowały się niemal wszystkie tego typu „ausweisy”. Centralne biuro firmy mieściło się przy ul. Kazimierza 47/2. Szefem przez cały ten okres był Józef Piskozub.
         Na wiele miesięcy przed nadejściem frontu w lutym 1943 roku jako 18-letni młodzieniec wstąpił jako podchorąży w szeregi V Dywizji Armii Krajowej, walczącej na terenie Małopolski Wschodniej i Wołynia. Przybrał dwa pseudonimy: "Skrzetuski" i "Wajdelota". Brał udział w akcjach bojowych w okolicach Stryja i Mikołajowa nad Dniestrem. W międzyczasie oddelegowany został do współredagowania podziemnej lwowskiej mutacji Biuletynu AK o nazwie "Biuletyn Ziemi Czerwieńskiej", wydawanej we Lwowie w czasie okupacji niemieckiej i pierwszych tygodniach po powrocie Sowietów. Publikował tam patriotyczne wiersze i artykuły. W międzyczasie  uczestniczył w pracach podziemnej lwowskiej komisji rejestrującej i badającej dla przyszłych powojennych celów sądowniczych zbrodnie nacjonalistów ukraińskich z OUN (ukr. Orhanizacji Ukraińskych Nacjonalistiw i UPA (ukr. Ukrainskoj Piwstańczoj Armii) na terenie Lwowa i Małopolski Wschodniej. Pomagała mu w tym bardzo dobra znajomość języka ukraińskiego. Po wejściu do Lwowa wojsk sowieckich w lipcu 1944 roku nasiliła się fala represji i aresztowań. 


 Zdjęcie zostało zrobione we Lwowie 15 sierpnia 1944 roku podczas Święta Wniebowstąpięnia kilka tygodni po powrocie wojsk sowieckich. Nasz bohater to pierwszy z prawej. Młodzi 20-letni Polacy rozważali co począć w obliczu represji władzy komunistycznej. Tak jest zapisane na odwrocie zdjęcia. Już w tym czasie byli od kilku miesięcy członkami Armii Krajowej. Obszernie sytuację we Lwowie opisał Zbigniew Waydyk w nigdzie nie publikowanych dotąd pamiętnikach. 
       


       Latem i wczesną jesienią 1944 roku pomagał w zorganizowany sposób aresztowanym kolegom z AK. Więzienie znajdowało się przy ul Łąckiego i w Złoczowie i tymczasowym łagrze przy ul. Pełtewnej 45.
     Zresztą w tym ostatnim łagrze znajdowali się także Czesi, Słowacy i Węgrzy, zwożeni tam z największego w Europie Środkowo-Wschodniej zbiorczego obozu NKWD w Sopronie na Węgrzech.
     Późną jesienią 1944 roku, gdy był świadkiem wzmożonych aresztowań i represji. Dodatkowo znane były  powszechnie wieści o oderwaniu Lwowa od Polski po układach jałtańskich i teherańskich. Jego rodzina podjęła decyzję o ucieczce do Małopolski. Zamieszkali w Rabce, gdzie natychmiast zapisał się na przyspieszony kurs maturalny. To na razie wyreklamowało go od służby wojskowej w ludowym wojsku.

IV. ARESZTOWANIE I ZSYŁKA



      17 marca 1945 roku, zadenuncjonowany przez agenta UB, został aresztowany w Rabce, pow. nowotarski, przez sowiecki kontrwywiad wojskowy "Smiersz" (ros. Smiert Szpionam, pol. Śmierć Szpiegom). Okres aresztowania i śledztwo przechodził zamknięty w celach i piwnicach Polski Południowej i Czechosłowacji, kolejno w Nowym Targu, Czarnym Dunajcu, Podczerwonem, Kubiniu (Słowacja), w więzieniu na Moneluppich w Krakowie, Chwałowicach pod Rybnikiem oraz morawskiej Ostrawie. Wyrokiem Trybunału Wojskowego 52 Armii IV Frontu Ukraińskiego z dnia 13 maja 1945 roku  w miejscowości Sumperk w czeskich Sudetach został skazany w oparciu o słynny paragraf nr 58 - pkt. 1 a i 11 za cywilna zdradę ojczyzny oraz grupową kontrrewolucję na 10 lat pozbawienia z przebywaniem w  łagrach GUŁAGU (Głównego Zarządu Obozów) oraz pozbawienie praw obywatelskich ZSRR (obywatele polscy zza linii Curzona uważani byli za obywateli ZSRR).  Jednym z dowodów w sprawie był brulion z wierszami antystalinowskimi i antyfaszystowskimi.                                                                                                                                   
           Na terenie ZSRR wyrok odbywał w obozach pracy kolejno we Lwowie, w przyuralskim Permie (wówczas Mołotow), w Małej Jazowej oraz  w obozach specjalnych, Ozierłag (Specjalnie Zamkniętego Obozu Reżymowego) w Niżnej Udacznej i Nowej Czunce nad rzeką Czuną, Rejon Szytkino irkuckiego obwodu, w obozie Wanino nad  jeziorem o tej nazwie i Bierłagu na Kołymie w miejscowościach Madagan, Kucugan, Butugyczag, Arkagała, Alaskitowyj  w kraju jakuckim.      Pracował miedzy innymi w kopalni wolframu i przy wyrębie tajgi.                                                                                  
                                            Współczesne zdjęcie obozu Butugyczag
         W czasie drugiej wojny światowej i po jej zakończeniu wielu polskich patriotów wywiezionych zostało do sowieckich łagrów na Syberii. Najstraszliwsze z nich były na Kołymie. W czasach sowieckich Kołyma była miejscem katorżniczej pracy setek tysięcy więźniów. Wśród towarzyszy niedoli byli Polacy, Rosjanie, Litwini, Ukraińcy, Łotysze i Estończycy. Funkcjonowało tam 550 łagrów, uznawanych za najcięższe w ZSRR. W niektórych z nich śmiertelność dochodziła do 95 procent. Kołyma jest najzimniejszym regionem Syberii. Zima trwa tam ponad dziewięć miesięcy, a temperatura spada do minus pięćdziesięciu kilku stopni poniżej zera. Zsyłani tam więźniowie (mężczyźni i kobiety) pracowali głównie w kopalniach złota, metali ciężkich i rud uranu. Pozbawieni byli wszelkich praw. Za posiadanie medalika czy różańca, które wykonywali z chleba, groziła im kara śmierci. Za zabicie każdego więźnia strażnik otrzymywał nagrodę - sto rubli. Według szacunkowych danych (oficjalnych brak), wskutek zimna, głodu, nieludzkiego traktowania i katorżniczej pracy, zginęło tam od 1 do 6 milionów osób.
Takim statkiem transportowano więźniów przez Morze Ochockie

            Zbigniew Waydyk był świadkiem jak więźniowie umierali masowo już podczas drogi na Kołymę. Z europejskiej części ZSRR wieziono ich najpierw pociągami w bydlęcych wagonach koleją transsyberyjską do portu nad zatoką Wanino na wysokości Wyspy Sachalin. Stamtąd statkami do przewozu węgla przez Morze Ochockie odtransportowano ich do portu w Magadanie, a drogę do pierwszego obozu, gdzie ich rozdzielano do obozów pracy, przebywali pieszo. Podczas tej długiej drogi, trwającej  ponad miesiąc, więźniowie masowo umierali. Trupów nie grzebano. Zmarłych podczas podróży pociągiem wyrzucano za drzwi wagonu, zmarłych na statku za burtę, a idących pieszo dobijano i pozostawiano przy drodze...

 Pomnik w Magadanie

            Obecnie w Magadanie stoi pomnik upamiętniający wszystkich, którzy zginęli na Kołymie. Jest tam także piękna kaplica Męczenników Kołymy, w której każdego dnia odprawiane są msze przebłagalne za dokonane na tym terenie zbrodnie. Na msze te uczęszczają także byli katorżnicy i katorżnice, którzy choć spędzili w kołymskich łagrach niekiedy nawet kilkanaście lat życia i doznali tam nieludzkich katuszy, nie czują nienawiści do swoich katów i modlą się za nich…


          Kołyma uznawana jest w Rosji za miejsce przeklęte. W miejscach, gdzie kiedyś były łagry na każdym kroku można natknąć się na leżące na ziemi ludzkie kości...

               Po wcześniejszym o jeden rok zakończeniu wyroku, z uwagi na tzw. wydajną pracę w trudnych warunkach Dalekiej Północy, został w dniu 10 marca 1954 roku zwolniony z obozu i do dnia 19 listopada 1955 roku przebywał na tzw. specosiedleniu w osiedlu Alaskitowyj (rejon ojmiakoński Jakuckiej Autonomicznej Republiki Rad. Tam czekał na powrót do kraju pracując w dniach od 7 lipca do 18 listopada 1955 roku jako strażnik Wydziału Handlu Biura Zaopatrzenia w Towary Spożywcze i Przemysłowe.   


 Zbigniew wraz z kolegą jeszcze na Syberii tuż przed powrotem do Polski


            Samo zwolnienie z obozu oraz osiedlenie bez nadzoru straży obozowej  w częściowo wolnym osiedlu, podjęcie pracy zarobkowej, nie oznaczały bynajmniej jeszcze automatycznego powrotu. Do tego droga była jeszcze bardzo odległa. Jak się później okazało, cała procedura trwała półtora roku. Na pewno śmierć Stalina i jej następstwa zelżyły terror i otworzyły możliwości prawne do powrotu do kraju. Z drugiej jednak strony władze sowieckie za wszelką cenę próbowały zachęcić byłych skazańców, aby pozostali na miejscu, założyli rodziny i nadal pracowali na tym dalekim odludziu. Na pewno wielu uwięzionych, ludzi różnych nacji i w różnym wieku, dało się skusić, aby pozostać dzięki instrumentom motywacyjnych stosowanym przez władze. Wielu też towarzyszyła niepewność, czy mają dokąd wracać. Na pewno w ustaleniu tego faktu przydatna była możliwość nawiązania korespondencji.                                                                                                                                
                 Zaraz po opuszczeniu łagru podjął próbę powiadomienia o tym najbliższych. Oczywiście przez te 9 lat nie miał z nikim kontaktu, więc nie znał ich aktualnego adresu i nawet nie wiedział tego, czy jeszcze żyją. Zbigniew Waydyk pierwsze listy wysłał do znajomych ze Lwowa. Nie ma potwierdzenia, do kogo wtedy jeszcze napisał, ale na pewno zrobił to do Janiny Lechowskiej, znajomej rodziny ze Lwowa. Warto dodać, że listy w jedną stronę szły kilka tygodni. List do Lwowa dotarł na przełomie marca i kwietnia, a ona napisała do Świbia 6 kwietnia.                                                                                    
               Zanim list od Janiny Lechowskiej został odczytany przez ojca w Świbiu, minęły równo dwa tygodnie od wysyłki (20.04.1954). W tym czasie Józef Waydyk był zapewne w delegacji  służbowej w Katowicach (wtedy Stalinogród). Osobiście nie chciał zająć się sprowadzeniem syna do Polski, bo naraziłby się na szykany ze strony władz za taką „niepoprawną” biografię rodziny. To był dopiero początek 1954 roku. Można wyczuć z treści listu skrywaną radość, ale i ogromną wstrzemięźliwość i  nieufność co do sprawy szybkiego zdobycia informacji od Zbyszka. Takie były przyzwyczajenia związane z wcześniejszą pracą policjanta, następnie z ukrywania się przed władzą sowiecką, z konspiracji podczas okupacji niemieckiej, a na koniec z powojennego kamuflażu. Wcześniej miewał też już różne problemy za kontakty listowne jego pierwszej żony z siostrą Heleną Zoboski  z USA. To właśnie ona jest wymieniona w liście jako „ciotka”. Inna Janka występująca w liście, od której są pozdrowienia, to druga żona Józefa. Oczywiście list Krystyny do Janki ze Lwowa nie zachował się, ale dzięki tej pani Zbyszek dowiedział się o swojej rodzinie, poznał także adres siostry, z którą rozpoczął korespondencję.                                                             
             Niestety mama już wtedy nie żyła (zmarła 26.06.1953 r.). Sprawę powrotu syna Józef Waydyk przekazał córce Krystynie i zięciowi, prosząc, aby na tym etapie nie informować Zbyszka o śmierci mamy. Oboje wtedy kończyli studia prawnicze na Uniwersytecie Wrocławskim. Ten fakt zapewne miał duże znaczenie przy staraniu się o powrót brata i szwagra. Warunki, jakie trzeba było spełnić, były naprawdę niełatwe dla przeciętnego zjadacza chleba.                                          
                Przede wszystkim na początek trzeba było udowodnić polskie obywatelstwo. Przypomnę, że po 17 września 1939 roku rodzina Waydyków była zmuszona przyjąć obywatelstwo radzieckie. Władza sowiecka wszystkich mieszkańców ze swojej strefy okupacyjnej traktowała jak własnych obywateli, stąd Zbigniew był skazany za zdradę ojczyzny i osadzony w łagrze jako obywatel ZSRR. Najprościej w tym przypadku było przedstawić dowód osobisty    lub inny dowód poświadczający obywatelstwo. Drugim warunkiem było zeznanie dwóch świadków, że przebywający w ZSRR do dnia 17 września 1939 roku posiadał obywatelstwo polskie. Następnie trzeba było złożyć podanie do Wydziału Społeczno-administracyjnego Prezydium Rady Narodowej Miasta Stołecznego Warszawa, które znajdowało się  przy ul. Nowy Świat 20/18    w podwórzu na II piętrze jako Oddział Repatriacyjny. Celowo piszę dokładnie o siedzibie tegoż biura, aby uświadomić, że tak ważne dla sprawy biuro było dobrze ukryte, aby zapewne zniechęcić potencjalnych petentów do załatwienia sprawy. Oczywiście należało także pamiętać, aby wnieść opłatę w wysokości 12 zł. w znaczkach stemplowych.                                                                                  
                Oczywiście podanie należało odpowiednio            umotywować, że przebywający w ZSRR w czasie repatriacji do polski był chory i nie mógł przybyć do Polski. Myślę, że nasz bohater musiał już przegapić nie ze swojej winy jakiś termin powszechny, stąd potrzeba zagajenia o rzekomej chorobie. Nie zaszkodziło wysłać uwierzytelniony i przetłumaczony na rosyjski odpis metryki urodzenia.                                                                                                                  
           Po tak skompletowanej dokumentacji, w tym papierów z tego zacnego urzędu, należało wysłać je listem poleconym do beneficjenta. Ten musiał        przedłożyć je do Obłasnoj Milicji do działu spraw cudzoziemców. To był dopiero początek starań zanim  udał się w podróż powrotną 19 listopada 1955 roku.                                                                                                                  


V. POWRÓT DO POLSKI



        Podróż powrotną do Polski  wyruszył 19 listopada 1955 roku. Najpierw udał się z osiedla Alaskitowyj do Ust-Nery. Tam nabył bilet lotniczy "Aerofłotu"  21 listopada 1955 roku. Zbigniew Waydyk właśnie samolotem rozpoczął powrót z zesłania do Polski i potwierdza to imiennie wystawiony bilet. Na bilecie można odczytać, że przelot odbył się się na trasie z Ust-Nery do Irkucka z przesiadką w Jakucku. Widoczna jest cena 2275,00 rubli oraz nr lotu 1930. Nie wiadomo tylko, czy data wylotu pokrywała się z datą wydania biletu, ale trzeba przyjąć, że tak najprawdopodobniej było. W Irkucku przebywał zatem od 21 listopada do 2 grudnia oczekując na kolejowy transport polskich repatriantów. 28 listopada nadał dwa telegramy, najprawdopodobniej do siostry i ojca. Wiadomo, że z  Irkucka wyruszył pociągiem dokładnie w dniu 2 grudnia, aby dotrzeć na punkt graniczny do Sanoka w nocy z 17 na 18 grudnia. 20 grudnia wysłał telegram do siostry, że zdąży na święta do Wrocławia, co też stało się faktem. To były pierwsze święta Boże Narodzenia w gronie rodzinnym od 1944 roku.


Karta repatriacyjna wydana 18 grudnia 1955 roku na punkcie granicznym w Sanoku

         W międzyczasie w 1953 roku zmarła jego matka Zofia. Wkrótce zamieszkał u siostry Krystyny we Wrocławiu i podjął tam pracę jako brygadzista spedycji w Przedsiębiorstwie Transportowym Handlu Wewnętrznego nr 2. Na stacji spotkał też swojego ojca. Już w czerwcu 1956 roku przeprowadził się za jego namową na Śląsk Opolski do pracy w Zespole PGR w miejscowości Świbie, pow. gliwicki. Tam przez kilka lat pracował jako magazynier. Jego ojciec osiedlił się  w Świbiu po wojnie, pracując tam jako agronom i był Przewodniczącym Zespołu PGR Świbie. 
         Na wielkanoc 1957 roku ożenił się z Heleną Lichwierowicz, którą poznał wraz z jej całą rodziną podczas transportu powrotnego z Syberii. Równolegle z pracą zawodową kontynuował naukę w Państwowym Technikum Rolniczym w Nakle Śląskim. 
       W okresie październikowej odwilży 1956 roku przekazywał do prasy różnych redakcji artykuły wspomnieniowe  z pobytu w syberyjskich łagrach oraz z czasów okupacji lwowskiej. Trafiały one jednak nie do druku, nawet w redakcjach kryptokatolickich, ale do odpowiednich komórek Służby Bezpieczeństwa. Jedynym pismem, które wówczas odważyło się opublikować jego wspomnienia w 1960 roku był Wrocławski Tygodnik Katolików (WTK). Narażony był na ciągłą interwencję służb specjalnych. Z tego powodu stopniowo przerzucił się na twórczość bardziej "bezpieczną", chociaż i w tym przypadku ingerencja cenzury także była nader częsta. Wspomnienia, wiersze nowele i opowiadania pisał nadal do szuflady. Musiały one jednak poczekać na inne lepsze czasy, tj. prasy podziemnej w latach 80-tych i po 1989 roku. 

V. PRZEPROWADZKA DO PIEŃSKA

        W 1958 roku zmarł jego ojciec Józef Bohdan. Grób jego rodziców i macochy Janiny (ojciec ożenił się po raz drugi w 1954 roku) do dziś znajduje się na cmentarzu przykościelnym w miejscowości Świbie. W 1959 roku Zbigniew Waydyk przeprowadził się z żoną do teściów, którzy po zesłaniu osiedlili się w mieście Pieńsk, pow. zgorzelecki, woj. dolnośląskie. 5-klasowe Technikum Rolnicze ukończył już w Chojnowie, pow. złotoryjski w dniu 17 maja 1960 roku. W Pieńsku na początku pracował jako księgowy w Gminnej Spółdzielni, potem Zarządzie Budynków Mieszkalnych, a w Zgorzelcu przez kilka lat, aż do wyjazdu do Białegostoku, w Powiatowej Spółdzielni Pracy Usług Wielobranżowych im. "Manifestu 22 Lipca" w Zgorzelcu przy ul. Dzierżyńskiego 81 (obecnie u. Daszyńskiego).
W latach 60-tych podejmował różne próby działalności literackiej. Próbował tłumaczyć z języka rosyjskiego. Stopniowo jego powołaniem literackim stawały się jednak krótkie satyryczne formy jak aforyzmy i fraszki. Jako satyryk debiutował w 1969 roku w "Zielonym Sztandarze". Aforyzmy i fraszki publikował w prasie katolickiej - w "Gościu Niedzielnym", "WTK", "Homo Dei" oraz lokalnym tygodniku "Nowiny Jeleniogórskie".

VI WYJAZD DO BIAŁEGOSTOKU.

           We wtorek 20 listopada 1973 roku z całą rodziną przeprowadził się do Białegostoku. 
Swoją twórczością zdobył uznanie i popularność wśród białostockich czytelników. W tym okresie tworzył fraszki, aforyzmy, erotyki, wiersze i wspomnienia publikowane w znaczących czasopismach regionalnych i krajowych. Najwięcej publikował w regionalnych dziennikach, "Gazecie Współczesnej" (wcześniej "Gazeta Białostocka") i "Kurierze Podlaskim" oraz kwartalniku "Dyskusja". Jego aforyzmy znalazły się w tomiku "Kuszenie na Karuzelę", stanowiącym wybór najlepszych tego rodzaju sentencji publikowanych w tym poczytnym dwutygodniku. Jego aforyzmy znalazły się też w "Antologii aforyzmu polskiego".

VII. SOLIDARNOŚĆ I STAN WOJENNY.

VIII. LATA WOLNEJ POLSKI.
Po odzyskaniu wolności i suwerenności przez Polskę przyszła moda na wspomnienia z Syberii. Publikował swoje wiersze w piśmie "Sybirak", wydawanym przez Wojewódzki Oddział Związku Sybiraków w Białymstoku, którego sam był członkiem (nr legitymacji 6295 z dnia 03.10.1989 r.). Jego twórczość publikowana była także w piśmie Stowarzyszenia Polaków na Białorusi "Znad Niemna". Wystąpił także jako narrator w dokumentalnym filmie TVP w reżyserii Józefa Gębskiego "Zbrodnia na Kołymie. Gorączka uranu", gdzie barwnie opowiadał o łagrze w Butugyczag w Jakucji.